niedziela, 23 stycznia 2011

Hej kolęda, koooolęda!



Nadeszła sobota.
Lady od rana była rozlazła okrutnie.
Dodatkowo w jakimś płaczliwym nastroju się przebudziła.
Ruszyć jej się ni łapką ni kopytkiem nie chciało, nie mówiąc już o jakimś tam ogarnięciu chałupy.
Niestety z wyra zwlec się trzeba było, bo to już 10-ta wybiła a kolęda miała rozpocząć się o 16-tej.
Już poprzedniego dnia właściwie zdecydowała, że na ślub kumpla eM do Warszawy jechać jej się nie chce absolutnie i już woli chyba tą kolędę odfajkować, niźli tłuc się 140 km razy dwa.
Kombinowała oczywiście, coby tu wymyślić, aby jednak i od ślubu i kolędy łącznie się wymiksować, jednak wszystkie jej potencjalne nawet pomysły spaliły na panewce. 
A ukrycie się w garderobie, na pół wieczoru, jako jedynym bezpiecznym miejscu, gdzie spokojnie mogłaby zapalić po zmroku światło koniec końców wydało jej się... trochę nienormalne, nawet jak na nią.
Los zdecydował - klamka zapadła - tegoroczna kolęda dojdzie do skutku...
Nie może zachowywać się jak dzikus będąc w wieku lat bez mała 30-tu.
Z miną skazańca pożegnała o 13-tej eMa, który to wraz z kolegami udał się złożyć kondolencje kolejnemu synowi Manhattanu, który tracił swą wolność.
Wykonała plan porządkowy w około godzinę.
Pozostało czekać.
Tak więc zupełnie nienerwowo, aczkolwiek bez entuzjazmu, zjadła przygotowaną na obiad strawę.
Obejrzała "Frankie i Johnny" po raz drugi w tym tygodniu.
Nawet ucięła sobie drzemkę.
Obudziła się, gdy było już ciemno...
O 18-zadzwonił eM, że jest w połowie drogi powrotnej.
Przygnębiona zbliżającą się nieuchronnie wizytą przetraciła małe co nieco.
Włączyła tv i zagłębiła się ze swego rodzaju fascynacją w apokaliptyczną wizję końca świata wg "2012".
Było po 19-tej i wiedziała, że wizyta księdza niechybnie już tuż tuż.
Zadzwoniła do eM - wjechał do Łodzi!
Od razu lepiej jej się zrobiło, a w sercu pojawiła się nadzieja, że jednak może nie będzie sama w tej przerażającej ją dosyć mocno chwili. 
Dzwoniła już do eM co pięć minut niemalże aczkolwiek jechał On z drugiego końca miasta i było ślisko, więc droga wlokła się niemiłosiernie.
Czuła, że liczą się minuty!
Gdy nagle... usłyszała trzask furtki i ujrzała mężczyznę, w sutannie, w śmiesznej czapce na głowie, który udał się wgłąb podwórza do domu ciotki!
Pozostało max 10 min!
eM wciska gaz do dechy!
Lady gryzie pazury!
eM już na skrzyżowaniu!
Lady słyszy glosy na zewnątrz!
eM już na początku uliczki, metry dzielą Go od chałupy!
Słychać pukanie do drzwi!
Lady otwiera...
I słyszy:

"Szczęść Boże!"
...
c.d.n.

:D




CzarT i co Ty na to??? ;DDD


10 komentarzy:

  1. Ojej Ty to masz historie:D Ja w tym roku sama przyjmowałam księdza. U nas chodzą jeszcze ministranci, którzy śpiewają kolędy, nie wiem, kto się wtedy bardziej stresuje. Ja czy oni?:D Głupio mi na nich patrzeć, zwłaszcza, że ich znam - kumpel, który mieszka pode mną:D
    Bardzo fajne rozważania dotyczące wiary (poprzedni post):)

    OdpowiedzUsuń
  2. Kochana, założyłam nowego bloga. Tamten też jest jeszcze aktualny jak na razie:)
    http://madziszka.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  3. Bywały już thrillery z czarnymi kieckami w tle, a nawet w roli głównej. Optymistyczne jest to, że autorka przeżyła. Czekamy zatem na c.d.n. ;) Buziak :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Storczyk:
    No to ja jednak myślę, że ministranci mieli gorzej, całe szczęście u nas ksiądz chodził sam :D. Nareszcie się pojawiłaś mimo sesji, buźka :DDD

    OdpowiedzUsuń
  5. Between:
    Potrzymam Cię jeszcze chwilkę w niepewności zatem ;DDD. Buźka!

    OdpowiedzUsuń
  6. Lady, żałuję że wcześniej mnie nie było i się trochę spóźniłem na rozważania jak by nie było które są moim "języczkiem" uwagi:))) Stres jaki przeżyłaś jest naturalny, ja mimo że z księdzem rozmawiam co niedziele to też miałem stresa i nie pomyliłem się, jak usłyszał że mam narzeczoną chciał zobaczyć Jej zdjęcie, jak pokazałem na kompie to zaczął przeglądać moje dokumenty na pulpicie...wypytał też ile kosztował mój laptop...z rodzicami nie zamienił praktycznie słowa, i ze zrezygnowaniem powiedział że myślał że założę sutannę:) No ale to tylko dwadzieścia minut i można odsapnąć:) Zgadzam się z Tobą całkowicie, to jak świat wygląda i co się na nim dzieje jest winą człowieka, a także tego że człowiek wybrał wolną wole która ogranicza ingerencje Boga...mógł zapobiec narodzinom Stalina i Hitlera ale czy nie odebrałby im wolności wyboru, tego że jednak mogliby się nawrócić, zrozumieć, zreflektować w ostatniej sekundzie swego życia? Czy życie tutaj na ziemi jest aż tak ważne aby skupiać się na Nim jakby była to Nasza wieczność...Czy żyjemy rok czy dziesięć, czy sto czy nie jest tak że w każdej chwili powinniśmy być przygotowani do tego że z Niego odejdziemy? Właśnie najlepszą receptą na dobre przeżycie tej naszej egzystencji jest patrzenie na siebie, na wyciąganiu ze swego oka igieł i wideł a bliźniego powinniśmy kochać a nie wykorzystywać, oceniać i gwałcić..polecam Ci Lady Szymona Hołownie, jak dla mnie autorytet jeśli chodzi o spojrzenie na wiarę i kościół, piszę w języku który jest zrozumiały i dla pasterzy i dla baranków, nie mówiąc już o owieczkach:) Cieszę się że jesteś dzielna i dałaś radę spotkać się z tym księdzem, jestem z Ciebie dumny:) Buziaki
    -K-

    OdpowiedzUsuń
  7. Przeżyłaś?... :D
    A Czartowi pewnie nie za bardzo Fogg przypadł do gustu.... :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Krzysztof:
    No widzisz...kto późno przychodzi... ;DDD Spoko zawsze możemy podyskutować teraz. :DDD Ja bym tego Twego księdza do pionu postawiła, już nie mówię o wypytywaniu, ale grzebać w komputerze to one se może u siebie w zakrystii. To już bezczelność - poważnie a to, że z Twoimi rodzicami nie porozmawiał, to już szczyt wszystkiego, co to za...już nie napiszę kto... ;DDD.
    Myślę, że Bóg nie musiał zapobiegać narodzinom Hitlera, czy Stalina, wystarczyło aby sprawił, żeby Hitlera przyjęto na Akademię Sztuk Pięknych ;DDD, być może już ten fakt odmieniłby losy świata, tak samo w przypadku Stalina mógł go "skierować" na inna drogę, ale jak już stwierdziliśmy oboje - nie o to w tym chodzi - sami wybieramy - możemy wpływać na losy innych naszymi czynami. Tak jak w "Efekcie motyla" - zapewne widziałeś ten film - jeżeli nie to polecam - każde wydarzenie, działanie, najdrobniejsza ingerencja jak trzepotanie skrzydeł motyla, może spowodować niewyobrażalne konsekwencje. Po prostu zawsze trzeba myśleć co się robi, starać się przewidzieć skutki swoich czynów, nie działać bezmyślnie, mieć na uwadze także czyjeś dobro a nie tylko własne...
    Co do Szymona Hołowni, to jak spojrzałam na fotkę, to kojarzę tego faceta z tv, rzeczywiście nie głupi koleżka :DDD. Nareszcie wiem jak się nazywa ;DDD.
    Cieszę się, żeś ze mnie dumny, bo i ja jestem dumna z siebie... a teraz lecę do Ciebie luknąć, coś tam wreszcie napisał. Buziaki :DDD

    OdpowiedzUsuń
  9. Eremi:
    Przeżyłam ;D.
    Myślisz, że CzarT nie był zachwycony...? Mnie się wydaje, że Go wcale tu nie było. ;DDDD

    OdpowiedzUsuń
  10. Spokojnie Lady, taki to już On jest. Nauczyłem się go akceptować, a że trochę ciekawski jest to wiem nie od dziś. Poza tym jak mnie nie będzie bo się wyprowadzę do Wrocławia to będzie miał ciężej, póki co trochę mu pomagam..:) Widziałem Efekt Motyla, jakżeby nie, ale żebyś nie wiedziała kto taki Hołownia:))) Nie oglądałaś "Mam Talent"?:))) W jakim świecie żyjesz...hello, tutaj XXI wiek się kłania:))) Oczywiście sobie żartuję ale naśmiałem się z tego tekstu co nie miara i podtrzymuje abyś przeczytała jego książkę, myślę że jego poczucie humoru poprawi Ci nastrój:)ciepło pozdrawiam-K

    OdpowiedzUsuń